Po cichu wyjrzałam z kajuty i zobaczyłam pustki. Zazwyczaj po ścianach obijają się pijani marynarze, ale do tego się przyzwyczaiłam. A no właśnie. Muszę sprzedać zapasy rumu. Po ostatnich wyprawach trochę się tego nazbierało. Teraz jednak nie było tu nikogo.
Ruszyłam żwawo w stronę dolnego pokładu i zaśmiewałam się w duchu z mojego poprzedniego życia. Pamiętam dobrze mój pierwszy dzień na żaglach. Po prostu nie potrafiłam chodzić. Ciągle się wywracałam, a każda drobna fala sprawiała, że zastanawiałam się czy nie podbiec do burty. Chyba byłam na Lunie jedyną osobą potrafiącą współczuć ludziom chorującym na wodzie.
Na dolnym, też nikogo nie było. Miałam nadzieję, że załoga pamiętała o podstawowych prawach. Jeśli opuszczą miejsce pracy bez wyraźnego rozkazu zostaną wydaleni z okrętu, a to oznaczałoby koniec ich kariery. A wydalenie z Luny... W najlepszym wypadku czekałaby ich hańba, ale to nie wszystko. Zapewne po miesiącu już by nie żyli. Dobra, ale do rzeczy.
Byłam nieźle zaniepokojona wchodząc na główny pokład, gdzie od razu rzuciła mi się w oczy załoga stojąca na sterburcie. Od razu muszę się usprawiedliwić. Nie grzeszę cierpliwością. Zazwyczaj mój charakter domaga się walki słownej z każdym. Nie ważne czy to mój załogant, korsarz czy pirat. To nie ma znaczenia (choć korsarzy szczególnie nie lubię, przecież oni niszczą nasze dobre imię). Po prostu muszę zawsze wszystkiego się czepiać. Mam wrażenie, że właśnie dlatego jestem tak dobrym kapitanem i dlatego udało mi się rozsławić Lunę na całe oceany. Mówią, że jest najniebezpieczniejszym pirackim okrętem na świecie, a jej kapitanem jest człowiek z rodu Barbossów. Powiem wam szczerze, że to dalekie od prawdy. Nie należę do rodu Barbossów, ale mój pierwszy oficer na pewno.
- Co tu się na Czarnobrodego dzieje?! - wrzasnęłam tak głośno, że chłopcy aż się wzdrygnęli. A przepraszam i jedna dziewczyna. Widziałam przerażenie malujące się na ich twarzach. Myślałam, że nikt mi nie odpowie.
- Burza, kapitanie! - nie musiałam się odwracać by wiedzieć kto to powiedział. Aleksander Barbossa miał najwięcej odwagi ze wszystkich na statku. Nie bał się odpowiadać na moje pytania w chwilach, kiedy byłam naprawdę wściekła. Muszę przyznać, że za to go podziwiałam. Nie bez powodu stał się moim pierwszym oficerem, a co do jego imienia... On go nie cierpiał, a ja i w sumie każdy się z niego śmiał. Chociaż inni bali się tak do niego mówić, ja się nie blokowałam. To imię pochodziło z pierwszej epoki, która jest nie bez powodu nazywana naszą epoką. Piracką epoką.
Spojrzałam na północ i zobaczyłam to co moja załoga. Nadciągała burza.
- Do roboty szczury lądowe! Postawcie żagle! - pobiegłam natychmiast do steru, a Barbossa za mną.
- Jaki masz plan, kapitania? - spytał. - Mamy beznadziejną sytuację. Nie uda nam się uciec.
- Ale mogę próbować. - spojrzałam jeszcze raz w stronę czarnych chmur.
- Ster prawo na burt! Kurs na Black Camino!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz